12 listopad 2018, jadę pociągiem do oddziału mojej firmy w Poznaniu. Poproszono mnie, żeby podzielić się moją historią. Historią kobiety, matki, żony, osoby przedsiębiorczej. Jak to się stało, że jestem tu gdzie jestem.. – z kotem, 4 (czwórką) dzieci, kilkoma firmami i mężem, który jest zawsze tuz obok.
Historia zaczyna się w moim dzieciństwie.
Odkąd pamiętam czułam, że moje życie będzie wyjątkowe… Że zarządzanie i tworzenie to moja natura. Oczywiście dzieciaki z podwórka nie podzielały mojego zachwytu nad przywódczymi zapędami, wpędzając mnie nieraz w kłopoty, donosząc moim rodzicom o moich surowych sposobach ich traktowania 🙂
Ale kto by się przejmował jakimiś problemami z dzieciakami. Przywódcą na podwórku byłam ja!
To było świetne uczucie… robiliśmy to, co ja wymyśliłam, bawiliśmy się w gry, które wybrałam.
I tak do wieku nastoletniego, gdzie nieśmiałość całkowicie pozbawiła mnie radości tworzenia.
Tak dotrwałam do prawie trzydziestego roku życia. Nieśmiała, poszukująca swojego miejsca. Miałam już wtedy sporą córkę, którą wychowywałam samodzielnie.
Męczyłam się bardzo nie znajdując swojego miejsca, robiąc zawodowo to, co niekoniecznie było twórcze i moje.
I pewnego dnia pojawił się na horyzoncie mój mąż. Człowiek światowy, wykształcony otwarty i wesoły. Pomyślałam sobie: wow! Świetnie… będziemy razem do końca życia!
Ale nie jest to historia o naszej miłości, więc tego wątku ciągnąć nie będę. To co mnie pociągało w moim mężu, to była jego ciekawość życia, ciekawość świata.. ambicja, żeby żyć fajnym dostatnim życiem. I tak dzień po dniu, budziła się we mnie ciekawość, budziły się uśpione potrzeby..
Potrzeba niezależności, potrzeba decydowania o swoim życiu.
I tak w 2010 roku oboje podjęliśmy decyzję o założeniu wspólnej firmy. Firmy, która da nam przestrzeń na rozwój nie tylko nasz, ale osób z którymi przyjdzie nam współpracować.
Zdecydowaliśmy się na Agencje Pracy Tymczasowej, a naszym klientem stała się gastronomia.
Zaznaczę tylko, że nic o gastronomii nie wiedzieliśmy, nie wiedzieliśmy również nic na temat rekrutacji i całego tego operacyjnego zaplecza. Jednak pełni wiary w nasz sukces zaczęliśmy działać.
Pierwszego klienta zdobyliśmy po dwóch miesiącach od rejestracji firmy. Cóż to była za radość….my, ludzie znikąd, zaczęliśmy współpracę z jednym z największych hoteli w Warszawie…
Ach myśleliśmy, że Pana Boga za nogi złapaliśmy… Było świetnie.
Ale były też dramatyczne momenty.
Nieprzespane noce, wstawanie o 4 rano, żeby dopilnować każdego szczegółu. Cała skala emocji, od euforii po zwątpienie.
Szczególnie ciężko było, gdy pomimo przygotowań jakiegoś projektu, ludzie z którymi pracowaliśmy, nie podchodzili do swoich zadań w sposób wystarczający.
Przekonaliśmy się wielokrotnie jak trudno zachować wiarę w ludzi. Słowa i czyny to dwie różne przestrzenie.
Na początku przygody z biznesem zupełnie nie wiedziałam na co mogę sobie pozwolić.
Np. czy w sytuacji gdy nie mogę zrealizować zamówienia, powinnam informować o tym klienta, czy też do ostatniej sekundy próbować i mówić, że wszystko jest ok, licząc na to, że uda się wszystko. Nie bardzo też wiedziałam jak podchodzić do pracowników. Tłumaczyć, kazać, krzyczeć, prosić?
Tego wszystkiego uczyłam się metodą prób i błędów.
Co do mojego rozwoju, okazało się, że mam kilka talentów, o których zapomniałam.
Z łatwością przychodziło mi mówienie do wielu osób. Z łatwością przychodziło mi zachęcanie innych do dzielenia się ze mną swoimi historiami i zachęcanie do działania.
Rekrutacja była dla mnie przyjemnością.
Rozmowy z ludźmi bardzo pomagały mi przełamać moją nieśmiałość.
I tak mijał czas.. na nauce, doświadczaniu, rozwoju, szukaniu pomysłów, szukaniu rozwiązań.
Szczerze powiem Wam, że nie jest to łatwa przygoda.
Od szefów oczekuje się stałego wspierania pracowników, dawania uwagi, dawania rozwiązań, przewodzenia w pracy, tak aby cała firma się rozwijała.
Jednak rzeczywistość bywa rozczarowująca.
Cały czas wspierając w rozwoju naszych pracowników poświęcamy czas i pieniądze, dając siebie, dając wiedzę.
I tu jest ta gorzka strona prowadzenia biznesu.
Ludzie przychodzą, odchodzą, są lojalni, są nielojalni… Taka stała niewiadoma. Każda osoba jest ogromną inwestycją.
Trudno mi czasami pogodzić się z faktem, że ktoś patrzy mi w oczy zapewniając o swoim zaangażowaniu, gdy tylko się odwracam, praca nie jest wykonana wcale. Tak więc taki jest właśnie biznes. To nie tylko róże i fiołki 🙂
Świetnie jest odnosić sukcesy, trudniej jest znosić porażki.
Czasami przejmuje mnie uczucie rezygnacji tak wielkie, że jeszcze w danej sekundzie chce to rzucić i nigdy nie podejmować już żadnego działania.
Bywa tak, że to uczucie trwa dość długo. W takich momentach potrzebuję przejść pewnego rodzaju żałobę.
Trochę łez, trochę gorzkich słów.
Później szukam odpowiedzi na pytanie: co dalej? Co z tym wszystkim co zbudowałam? No i oczywiście biorę się wtedy do pracy.
Dużą radość mam w domu, moje dzieci, mój mąż, przychylne mi osoby w moim otoczeniu, wiara w ludzi (kolejny raz)…