Rozpad małżeństwa przez obciążenie obowiązkami domowym tylko jednej osoby. Możliwe? W dzisiejszych czasach, coraz częściej spotykane, czasem tylko jako punkt zapalny do wzajemnych pretensji, a potem to już się toczy jak kula śniegowa. Ale przecież te potrzeby to część wspólnego życia. Skoro budujemy je razem to obowiązki z niego wynikające też dzielmy wspólnie, zgodnie z naszymi predyspozycjami. Czy to rzeczywiście recepta na udany związek? Tworzymy przecież jeden dom, jedno środowisko dla naszych dzieci, o to wszystko muszą dbać obie strony.
Czy miewacie czasem poczucie, że wszystko jest na Waszej głowie? O wszystko trzeba zadbać samemu, wszystkiego dopilnować, wszystkim wszystko przypominać, a potem jeszcze pamiętać, żeby sprawdzić, czy zrobili. Jestem pewna, że jest to dla Was, nas Kobiet, znajome uczucie. Dotyczy to wszystkich sfer wspólnego życia, począwszy od zakupów, płacenia rachunków, prania czy uroczystości rodzinnych. O opiece nad dziećmi to już nawet nie wspomnę. Innym problemem jest też to, że domownicy po prostu nie słuchają lub robią to nieuważnie. Wiele z tego powstaje problemów, a przedłużający się taki stan doprowadza do sytuacji, że niepozmywane naczynia urastają do rangi niebotycznego problemu.
Niedawno natrafiłam na publikację, która wywołała we mnie początkowo wzburzenie, lecz później uznałam pewną logikę w tym sposobie myślenia, pod warunkiem pewnych modyfikacji. W Ameryce (a gdzieżby indziej) przeprowadzono badania, co ważne przeprowadziły je dwie kobiety, z których wynika jednoznacznie, że związki, w których rygorystycznie przestrzegana jest zasada ścisłego podziału obowiązków po połowie, są tak samo zadowolone lub – jak kto woli – równie niezadowolone jak te, w których nie ma dosłownie żadnego podziału. Wynika z tego, że nie ma recepty na udane relacje między partnerami.
Obalona została w ten sposób nowoczesna zasada, że dobry związek polega na dzieleniu na pół obowiązków domowych na męża i żonę. Uważam jednak, że każde małżeństwo indywidualnie powinno takie kwestie rozważać. Nie sugerować się ani tym co wypada, ani tym jakie wzorce wynieśliśmy z domu. Nikomu z tego co dzieje się w naszych czterech ścianach, spowiadać się nie musimy. Tworzymy swój własny świat, coś zupełnie wyjątkowego i niepowtarzalnego. Budujemy go tak by wszyscy byli w nim szczęśliwi, a przynajmniej z takiego założenia wychodzić powinniśmy. Warto jest zadbać o to by każdy robił to co umie, lubi i co jest dobre dla rodziny.
Istnieje tylko ważna zasada, której należy przestrzegać samemu i wymagać jej od innych domowników. Jest to wzajemny szacunek do wykonanej pracy i siebie nawzajem. Jest to fundament wszystkiego. Jeśli go nie ma, nie oszukujmy się, szczęścia w takim związku nie będzie. Lecz pamiętajmy również, że warto czasem powstrzymać się od poprawiania, komentowania, jednocześnie będąc czujną, czy druga osoba nie potrzebuje wsparcia w powierzonych zadaniach (nie mylić z wyręczaniem, bo wiemy i robimy coś lepiej).Postawa ciągłego recenzenta wyzwala mechanizm obronny i podobną reakcję w naszą stronę, a to już pierwszy krok do wspomnianej wcześniej kuli samonapędzających się wzajemnych pretensji.
Realizacja obowiązków nie może być restrykcyjna, a raz już ustalony schemat działania, przestrzegany na zawsze. Powinien być modyfikowany w zależności od sytuacji, zmieniających się warunków i okoliczności. Jeśli, drogie Kobiety, wyraźnie nie ustalimy, że oczekujemy od naszego partnera wsparcia, zaangażowania i realizowania potrzeb naszej rodziny, to nie spodziewajmy się, że to przyjdzie samo. Odbywać się to musi jasno i wyraźnie, bez podchodów i aluzji. Mężczyźni to, przepraszam za określenie, mechanizmy zadaniowe. Stwórzmy im pole do działania, nie bójmy dzielić obowiązkami, próbujmy angażować w przeróżne mniej lub bardziej ważne sprawy, chociażby tylko dlatego, żeby nie zdarzyło się to co w poniższym dowcipie. Żona wyjechała w delegację. Mąż rankiem bierze dzieciaka i wiezie do przedszkola.-„To nie nasze dziecko” – mówi przedszkolanka. Jadą, więc do drugiego. „Nie znamy pańskiego synka” – słyszy w drugim. Jadą do trzeciego, czwartego… wszędzie tak samo. Nie znają dzieciaka. W końcu młody nie wytrzymał. „Tato, zaliczamy jeszcze tylko jedno przedszkole i jedziemy do szkoły, bo się w końcu na lekcję spóźnię.
A jakie są Twoje doświadczenia w tym temacie? Te dotyczące zarówno spraw emocjonalnych i relacji ze swoją drugą połową, jak również te, dotyczące prawnej strony? Jesteśmy tu po to, aby się wspierać. Jesteśmy tu także dla Ciebie. Napisz do nas: #
* * * * *
O autorce: Dorota Wollenszleger, Prezes spółki All4Her, działającej w sieci Kobieta i Rozwód, główny koordynator w Centrum Rozwodowym w Gdańsku.
Do zajęcia się tą branżą skłoniły mnie osobiste przeżycia i zdobyte przez to duże doświadczenie. W trakcie rozwodu przekonałam się, że kobieta i jej dzieci pozostają bez jakiejkolwiek pomocy. Są pozostawione same sobie. Wiele się mówi o dobru dziecka, o konieczności pomocy rodzinom w trudnych sytuacjach. Ale prawda jest taka, że to tylko puste hasła. Dlatego z ogromną satysfakcją i poczuciem pełnienia pewnej misji zajęłam się tematem rozwodów zawodowo.
Na co dzień jestem mamą dwóch wspaniałych córek. Czas spędzany z nimi uważam za najbardziej wartościowy w moim życiu. Odpoczywam najchętniej w domu z najbliższymi. Lubię wtedy poczytać coś co mnie odpręża, obejrzeć film, albo dobry mecz. Interesuję się psychologią, motoryzacją, modą, architekturą i wystrojem wnętrz. Od października zaczynam studia podyplomowe na kierunku mediacje sądowe i pozasądowe.
Staram się być zawsze sobą, bo najważniejsze to być autentycznym. Można wszystko, tylko trzeba odważyć się zrobić choć jeden krok. Jeśli nie dla siebie to dla kogoś dla kogo warto się starać. Siła przyjdzie, a jak sama nie przyjdzie to my pomożemy