Home Aktualności „Na Twoim miejscu…” czyli wyidealizowany obraz nas samych

„Na Twoim miejscu…” czyli wyidealizowany obraz nas samych

….dać coś od siebie, coś w zamian? A po co? Przecież wszystko mi się należy tylko za to, ze jestem. Przekazanie odpowiedzialności za siebie i swoje działania jest wygodne, zwalnia nas z obowiązku myślenia i wzięcia życia we własne ręce. Wrogiem jest każdy kto próbuje ten obraz zmienić. Boimy się przejąć odpowiedzialność za siebie. Jeszcze musielibyśmy się uczyć nowych rzeczy, a przecież już wszystko wiemy. Jesteśmy ekspertami – dr google kształcił nas osobiście. Pokora? A co to jest? Poziom pewności siebie przeplatający się z cwaniactwem (?) stoi na ostatnim szczeblu drabiny. BRZMI ZNAJOMO? Napisz do nas, podziel się swoimi doświadczeniami: #

1284
0
SHARE

Ile razy każdy/-a z Nas to słyszał/-a, a ile razy sami daliśmy ponieść się fantazji i jako wujek lub ciocia dobra rada doktoryzowaliśmy się na temat sytuacji, która przydarzyła się bezpośrednio Naszemu rozmówcy, albo co lepsze (!) komuś o kim w danym momencie rozmawiamy?

Ja na jej/jego miejscu na pewno bym tego nie zrobił/ła…

Tak, jedną z cech charakterystycznych Naszej nacji – a przynajmniej zdecydowanej większości – jest dawanie rad i ocenianie. Jakże wzrasta Nasze ego gdy stawiamy się na pozycji krytyka lub eksperta w temacie o którym nie mamy pojęcia. Okazji do tego typu zachowań nie brakuje, wystarczy tylko rozejrzeć się dookoła.

Całkiem na świeżo przeżywaliśmy mundialowe emocje…

Polacy nic się nie stało… Ilu z Panów z mniejszym lub większym brzuszkiem, dla których sport na co dzień to spacer do auta, popijając schłodzone piwo, podjadając chipsy z uporem bardzo głośno i wyraźnie – niczym trener reprezentacji udzielało jakże cennych i zapewne skutecznych wskazówek aktualnie grającym piłkarzom. Ach, że ich samych zabrakło na boisku w tym czasie – dlatego zapewne wyniki były takie a nie inne.

Media dodatkowo wzmacniają w Nas pewne przekonania.

W końcu wystarczy obejrzeć kilka sezonów „Tańca z gwiazdami” czy „You can dance” i nasz level rośnie do pułapu ekspert na którym sami będziemy otwiera szkoły tańca i sami nawet nie tańcząc, będziemy krytykować każdego, kto próbuje sprawdzić się w tym obszarze.

„Kuchenne rewolucje”, „Ugotowani”, „Top Chef”, „Master Chef” itp. Pomagają nam postawić się na pozycji krytyka kulinarnego, który co prawda z racji zapracowania i natłoku codzienności sam nie gotuje, a jego przygoda kulinarna ogranicza się do zagotowania wody w czajniku. Za to namiętnie oceniamy efekty pracy innych.

Fantastycznie jak możemy je szczerze skrytykować, sytuacja komplikuje się gdy nie mamy za wiele możliwości do negatywnej oceny. Nie szkodzi. I z tym jesteśmy sobie w stanie poradzić świadomie i z premedytacją wyszukujemy kolejne „ale” i przekonujemy innych i samych siebie, że to złe, niedoprawione, nieświeże, niesmaczne, nieestetyczne itd.

Nie inaczej obchodzimy się z koleżeństwem w pracy.

Koleżanka zrealizowała cel sprzedażowy w ostatnim kwartale? Nieliczni, którym nie udało się dowiezienie targetu, powiedzą „ok, była lepsza, ciężej pracowała, poświęciła więcej czasu”, pozostali – no cóż – „miała szczęście, na pewno nie zrobiła tego legalnymi sposobami, a co w tym trudnego jakbym miał/a taką bazę też bym to zrobiła…”

Kaśka awansowała? Szef ją lubił, jakbym miała takie znajomości też bym awansowała, co Ona będzie tam robić, każdy głupi by się nadawał, też bym chciała zarobić tyle kasy za nic itd. Kto by tam zwracał uwagę na to, co musiała poświęcić aby awansować.

„Im mniej ktoś się zna, tym bardziej myśli, że jest ekspertem” – czyli efekt Krugera-Dunninga

Sytuacja zmienia się diametralnie gdy ktoś skrytykuje nas lub zada niewygodne pytanie. Wtedy szukamy winnych i domagamy się krwi. Gdzie? Zdecydowanie wszędzie wokół, byle nie w nas. W takie sytuacji, zawsze za winnego tego, że to nie my zbieramy wisienkę z toru jest czynnik zewnętrzny, brak szczęścia, szef-idiota, układy, układziki, jedna wielka zmowa i w ogóle to, że cały świat chce nam akurat zrobić na złość. Biedni my.

Bardzo szybko i łatwo można się przyzwyczaić do wyidealizowanego obrazu siebie.

Jeśli otoczenie dodatkowo wspiera nas w poczuciu beznadziejności i pomaga szukać usprawiedliwień, wpisuje się to w Nasze wartości. Bardzo szybko się do tego przyzwyczajamy i tworzymy na tych fundamentach swoją strefę komfortu.

Przekazanie odpowiedzialności za siebie i swoje działania jest wygodne, zwalnia nas z obowiązku myślenia i wzięcia życia we własne ręce.

Jeśli by się nie udało, to nie będzie tak boleć, zawsze mogę zwalić winę na wszystko inne i tym samym zakamuflować to, że się nie starałem/łam; że mi się po prostu nie chciało, że jak już coś to powinnam/powinienem dostać to na złotej tacy, a szef powinien na kolanach mnie błagać żeby zechciał/ła przyjąć propozycję awansu i podwyżkę niebotycznych rozmiarów tylko dlatego, że jestem.

Dać coś od siebie, coś w zamian? A po co? Przecież wszystko mi się należy tylko za to, ze jestem.

Obwinianie o wszystko czynników zewnętrzne pomaga nam utrzymać przekonanie, że – my jesteśmy dobrzy, a cała reszta jest zła.

Wrogiem jest każdy kto próbuje ten obraz zmienić. Boimy się przejąć odpowiedzialność za siebie.

Jeszcze musielibyśmy się uczyć nowych rzeczy, a przecież już wszystko wiemy. Jesteśmy ekspertami – dr google kształcił nas osobiście. Pokora? A co to jest? Poziom pewności siebie przeplatający się z cwaniactwem (?) stoi na ostatnim szczeblu drabiny.

Brzmi znajomo? No cóż, każdy z nas na swojej drodze spotyka podobne osoby. Czy jest rozwiązaniem zmienianie ich na siłę? Absolutnie nie, jeżeli nie będzie choć minimalnej woli zmiany stanu – żadne narzędzia nie zadziałają…

A co ja bym zrobiła na Twoim miejscu? Nie wiem. Jak na nim będę to wtedy podzielę się spostrzeżeniami.

Magdalena Kaleta Gałwa
Dyplomowana Coach i Trener biznesu, Mediatorka Sądowa,
Praktyk i Master NLP, Dyrektor Zarządzający

Brzmi znajomo?

Podziel się z nami swoimi spostrzeżeniami, napisz: #

 

LEAVE A REPLY

Please enter your comment!
Please enter your name here